Rano na campingu widzieliśmy malutkiego węża. W sumie nie był bardzo obrzydliwy. W pierwszej chwili myśleliśmy nawet, że to jaszczurka. Z przewodnika wiemy, że w tutejszych lasach jest dużo gatunków zwierząt lubiących ciepło. Wahamy się czy nie zostać na chwilę na campingu, bo jest tutaj niewielki basen. W końcu zdecydowaliśmy, że jedziemy - mimo słońca, które ani myśli odpuścić. Na szczęście droga prowadzi cały czas w głębokim cieniu i jest chłodno. Dunaj cały czas wije się między górami. Kilka razy przejeżdżamy obok granitowych ścian. Na rzece co jakiś czas przepływa motorówka albo statek. Sporo innych rowerzystów, w większości na rowerach wyścigowych i elektrycznych. My też jedziemy całkiem szybko. Zatrzymujemy się w barze przed Aschau. Zamawiamy wielką mrożoną kawę i lemoniadę. Na trasie mijamy drugiego dziś węża! Gad próbował przepełznąć przez ścieżkę rowerową. Potem przez jakieś 10 kilometrów jedziemy prostą drogą mijając grupki wędkarzy. Docieramy na mini camping i rozbijamy namiot w cieniu jabłoni. Robimy jeszcze ręczne pranie i kupujemy piwo małe i duże. Jutro około południa dojedziemy do Linz. Pora spać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz