Nocny deszcz nie zmienił pogody. Chociaż rano snuła sie mgla, to bylo bardzo cieplo. Słońce postanowilo dać nam trochę wytchnienia. W nadziei na zelżenie upalu, znowu nie wyjechalismy raniutko. Od kilku dni planujemy jazdę od rana do okolo 11-tej i potem druga rundę od okolo 18 do 20:30. Niektore campingi czynne sa bowiem do 21-szej jedynie. Dzis wygrawszy wyścig zwijania ekwipunku z rozlożonymi obok nas Francuzami i Wlochami wyruszylismy o 11 i już w pelnym sloncu. Po drodze nie odpuscilismy, ani Lidla, ani drogerii dm, ani ogrodniczego sklepu BayWa, w ktorym umyliśmy truskawki w toalecie. Kupiliśmy też podwójna stopke do roweru. Dzięki niej rower będzie stał stabilnie, nawet obładowany sakwami. O takiej w Warszawie mozna jedynie pomarzyc. Nie wiadomo czemu nasze sklepy ich nie mają? Gorąco, więc nie odmawiamy sobie napotkanego basenu. Gotowe danie couscous i ravioli ze szpinakiem gotujemy na stolikach przy elektrowni wodnej. Po uporaniu się z awarią hamulca, gonimy węgrów, którzy zapomnieli zabrać plecak. Przekraczamy niewidzialną granicę i docieramy do Schlögen, miejsca gdzie Dunaj zakręca o 180°, i płynie z powrotem. Słońce schowało się już za górami. W dole migoczą swiatła wielkich hotelowych statków cicho sunących po rzece. Rozbiliśmy już namiot i nurkujemy do śpiworów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz