Salewa to marka nowej karimaty, ktora kupilismy dzis w Linz. Samopompujaca sie. Mieciutka. Premiere miala w Parkbad czyli na basenie w Linz. Dzis temperatura byla tropikalna. Na szczescie poprzedniego wieczoru dobrze rozplanowalismy ten dzien. Celem jest Linz, do ktorego mamy okolo 15 km i tam zamierzamy przekoczowac do wieczora. Po drodze w kompletnym żarze zrobilismy male zakupy spozywcze na stacji benzynowej i przede wszystkim schlodzilismy sie energy drinkiem oraz mrozona kawa. Tym razem taka gotowa z puszki, za prawie 2 eur. W Kirchhofen, malym przytulnym miasteczku cos takiego kosztowalo 0.75 eur. Droga do Linz po opuszczeniu campingu az do promu byla latwa i mimo upalu, chlodna. Wiodla przez las. Po lewej stronie mielismy rzeke z cyplo plazami. Gdzies nieopodal odbywaly sie zawody, moze kajakarskie, bo wyraznie slychac bylo dopingowanie zawodnikom. Na prom dlugo nie czekalismy. Przeplynelismy tez blyskawicznie, majac widok na zamek na wzgorzu miasteczka, w ktorym sie znalezlismy na ok. 260 kilometrze naszego pedalowania. Droga od promu byla ciezka. Bez cienia ani tym bardziej chlodu od Dunaju. Gdy dojechalismy do Linz obejrzelismy katedre i 3 inne koscioly. W tym jeden ukonczony w 1906 r., a udajacy katedre gotycka. Znalezlismy skrzynke pocztowa. Sfotografowalismy tez tramwaj. I przejechawszy przez sobotnio opustoszale ulice Linzu wyladowalismy na basenie z lodowata woda. Dalsza droga, mimo ze o 18:30 termometr wskazywal 44 stopnie, byla juz z chlodzaca bryza od Dunaju. Po przejechaniu w takich warunkach 20 km znalezlismy sie na campingu Au-See. Jest tu duze jezioro, nad ktorym moze przetrzymamy jutro te afrykanskie temperatury. W kazdym razie najwazniejsze, ze noc bedzie juz na mieciutenkiej karimacie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz