SZYKUJEMY SIE NA WYPRAWE NAD BRZEGIEM DUNAJU

czwartek, 26 lipca 2012

Dzien szósty

Foka szykuje się do fikołka
W wiatraku jest pomieszczenie gdzie urządzono toalete i drugie, w którym jest zlew. Kiedys w tych pomieszczeniach trzymano swinie - dowiadujemy sie tego z ulotek opisujacych historie tego budynku. W zlewie wypelnionym woda szukamy dziur w detkach. Babelki powietrza na obu przedziurawionych wczoraj detkach sa w tym samym miejscu. Cos musi byc w oponie. Okazuje sie, ze opone mamy tak mocno zuzyta, ze druty od wewnatrz w jednym miejscu moga dziurawic detke. Gumowa latke z kupionego wczoraj zestawu naprawczego naklejamy wiec tez od wewnatrz opony. Moze pomoze. Belgijka bawi sie z dziecmi i spiewa im piosenki. My zwijamy namiot. Niebo troche sie zasnulo, ale nie pada. Jedziemy w kierunku Hirtshals, tam gdzid przyplynelismy przedwczoraj promem. Tuz przed portem jest wielkie oceanarium. Znowu wchodzimy na gratisowe bilety dla prasy. Wewnatrz jest mnostwo gatunkow roznych stworzen wodnych. Najwieksza atrakcja jest akwarium wysokosci kilku pieter. Ludzie siedza przed nim na widowni jak w kinie. Do srodka wskakuje pletwonurek i karmi ryby rownoczesnie komentujac cos przez specjalny podwodny mikrofon. Ale po dunsku wiec idzieny dalej. W szklanym basenie plywaja foki. Mozna je ogladac od spodu i patrzec jak wisza pionowo w wodzie z pyskami ponad jej powierzchnia. Stoimy z nosami przy szybie patrzac jak rozpedzona foka w ostatniej chwili zakreci unikajac zderzenia. Po wizycie w oceanarium jedziemy dalej na poludnie. W Hirrtshals robimy male zakupy spozywcze. Kupujemh dżem z kotkiem Hello Kitty ktory mozna wyciskac jak keczup. Jedziemy kawalek lasem i zatrzymujemy sie na kanapki przy drewnianym stole. Swieci slonce i jest cieplo. Czujeme jednak zmeczenie i juz wiemy ze zatrzymamy sie raczej wczesniej na nocleg. W koncu dojezdzamy do pola namiotowego na ktorym stoi dziwny rodzaj domkow i plonie ognisko pod metalowym grillem. Domki to odmiana tego co juz widzidlismy przy wiatraku. Nie da sie w nich stac, mozna tylko lezec. Te sa zamykane. Inni lokatorzy na polu to wesole towarzystwo ktorego przywodca zdaje sie byc postawny mezczyzna z opalonymi na czerwono plecami i wytatuowanym napisem gotyckimi literami. My jemy makaron z pesto. Ostatecznie jeden z sasiadow ostrzega nas zeby lepiei nie spac w tych domkach bo sa w nich robaki. Opowiada tez o pajakach krzyzakach. Mowimy ze je znamy. Ostatecznie rozbijamy namiot i zasypiamy.
Dużaaaa ryba


Fola na plecach

Szkielet rekina


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz