SZYKUJEMY SIE NA WYPRAWE NAD BRZEGIEM DUNAJU

niedziela, 29 lipca 2012

Dzien dziewiaty

Wczoraj o 22 zamkneli pralnie i nie zdazylismy wysuszyc prania w suszarce. O 8 smej rano wrzucamy wiec pranie do suszarki. Niestety zgubil sie gdzies żeton wiec trzeba dokupic nowy. Przy okazji kupujemy swieze bułki. Pieczywo w Danii jest bardzo dobre. Po sniadaniu zwijamy sie. Kropi wiec przenosimy sie z rowerami pod daszek przy prysznicach. Przy okazji ładujemy telefon. Na recepcji pytamy jeszcze o prom do Sjaelands Odde. Jeden mamy o 16:30 a drugi dopiero o 20:00. Wreszcie wyruszamy. Jedziemy w kierunku centrum Aarhus to spore miasto. Duzo domow z czerwonej cegly. Jedziemy uliczka na ktorej jest duzo sklepikow i kafejek. Szkoda ze dzis niedziela. Sklepy pozamykane. Z drugiej strony i tak nie mamy za duzo czasu bo chcemy dzis obejrzec centrum sztuki Aros. To supernowoczesna wielopietrowa galeria, ktora moze spokojnie konkurowac z paryskim centrum Pompidou. Na dachu budynku wybudowano przeszklony taras na planie kola. Mozna po nim chodzic i ogladac miasto z gory. Szyby nie sa jendnak bezbarwne ale plynnie przechodza przez wszystkie kolory teczy. Od razu jedziemy winda na ten wlasnie taras ktory nazywa sie zreszta Rainbow Panorama. Efekt jest niesamowity. Kilkakrotnie okrazamy cale kolo. Patrzymy na port i dachy domow. Potem zjezdzamy winda na pierwszy poziom gdzie jest rzezba "Chlopiec".  To w rzeczy samej figura chlopca siedzacego w kucki. Wyglada jak figura woskowa. Jest kolorowy ma oczy i wlosy jak prawdziwe. Ale najwazniejsza jest jego olbrzymia skala bo chlopiec z Arhus ma wysokosc kilku pieter. Ogladamy jeszcze malarstwo skandynawskich modernistow i spora ekspozycje video instalacji Tony Ouslera. Wszystko od strony wystawienniczej na najwyzszym swiatowym poziomie ale i same wystawy bardzo fajne. W centrum Aros jest darmowy internet. Probujemy odprawic rezerwacje i dokupic bagaze na lot powrotny ale cos nie tak z karta. Musimy sprobowac pozniej. Zamykaja o 17 a prom o 20 wiec mamy troche czasu do zabicia. Obawiamy sie jednak ze poszukiwanie portu zje nam czas wiec powoli jedziemy. Zatrzymujemy sie w mc donnaldzie. Ruszamy dalej. Widzimy chyba pierwszych kloszardow w Danii. Docieramy do portu. Mimo ze ponad godzina do odplyniecia promu, kupujemy bilety. Cene przemilczymy. Czekamy w cieplej poczekalni. Wreszcie przyplywa prom. Znowu przywiazujemy rowery pasami na pokladzie samochodowym i idziemy na gore. Przeprawa trwa troche ponad godzine. W ten sposob opuscilismy Jutlandie i znalezlismy sie na Zelandii. Sciemnia sie a my musimy jeszcze znalezc darmowe pole namiotowe. Pierwszy raz jedziemy o zmroku. Zgodnie z mapa mamy skrecic w lewo. Tak tez robimy. Pusto i nie ma kogo zapytac o droge. Wreszcie sa jacys ludzie. Potwierdzaja ze pole namiotowe jest tuz tuz. Okazuje sie ze nasz dzisiejszy nocleg jest przy samym porcie jachtowym. W sumie fajnie bo to cos nowego ale troche smierdzi woda jak wiatr powieje od morza. Rozbijamy namiot swiecac latarka czolowa. Spinamy rowery linka i idziemy spac.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz