SZYKUJEMY SIE NA WYPRAWE NAD BRZEGIEM DUNAJU

niedziela, 22 lipca 2012

Dzien drugi

Sen przerwal nam chlod. Okazalo sie ze zasnelismy w niezamknietym namiocie. Zasunelismy tylko sypialnie, ale tropik zostawilismy niezamkniety. Osobnym problemem bylo to, że ustawilismy namiot
na pochylosci i turlalismy sie w bok. Na szczescie rano nie padalo. Wczoraj bylismy tak zmeczeni, ze odpuscilismy sobie wieczorna toalete. Aby nadrobic zaleglosci udalismy sie w strone prysznicow. Okazalo sie ze korzystanie z nich jest platne. Aby moc uzywac prysznica przez 4 minuty - trzeba do wiszacej na scianie czarnej skrzynki wrzucic 10 koron. Na campingu nie bylo bankomatu, ale udalo nam sie wyplacic 100 koron z karty na recepcji. Po powrocie do namiotu zrobilismy sniadanie, a potem znowu polozylismy sie żeby jeszcze poodpoczywac i troche pospac. Zaparzylismy jeszcze herbate i zjedlismy hałwę. Dzis zgodnie z planem nigdzie sie nie spieszymy. Kiedy tak sie wylegiwalismy znowu zaczelo siąpić. W recepcji na szybie przykleili kartke z prognoza pogody. Okazuje sie ze najwieksze opady beda nadchodzacej nocy i w poniedzialek. Troche niedobrze bo w poniedzialek wieczorem musimy dotrzec stad do portu skad odplyniemy do Danii oznacza to w sumie ponad 20 km pedalowania w ulewnym deszczu co moze byc trudne. Przed nami dylemat: korzystac z tego ze pada malo, zwijac sie juz, jechac do Tau, pozniej promem i przez tunel na camping w Stavangerze tak aby byc blisko portu jak lunie deszcz w poniedzialek czy jednak dzis podjac probe wczesniej planowanej wycieczki na skałę Preikestolen? Nie mozemy dluzej czekac bo zbliza sie juz 15sta. Jednak ruszamy na Preikestolen, ale autobusem. Boimy sie stromych podjazdow wiec rowery zostaja na campingu. Mamy za malo gotowki na bilet, recepcja zamknięta. Autobus przyjeżdża o 15:50. Znajac wlasciwie z góry odpowiedz pytamy w autobusie czy można zapłacić kartą. Kierowca bierze nas za darmo. Obiecujemy po dojechaniu na miejsce wyplacic pieniadze z bankomatu i kupic bilety. Jedziemy. Za Jorpeland droga jest bardzo stroma. Dobrze ze zostawilismy rowery. Po 25 minutach dojechalismy do miejsca skad zaczyna sie wspinaczka na Preikestolen. Kierowca mowi ze jest okej i ze nie musimy nic placic. W  sklepie z pamiatkami dowiadujemy sie ze ostatni autobus powrotny jest o 19:55. Czyli jak pojdziemy pod gore to nie zdazymy, bo droga w jedna strone zajmuje 2 godziny. Jest juz 16:40. Trudno najwyzej wrocimy na camping na piechote. Podejscie jest trudniejsze niz myslelismy. Caly czas stromo po duzych kamieniach. Pada deszcz ale w lesie mniej. Pod gore idziemy tylko my. Wszyscy juz wracaja. Po mniej wiecej pol godzinie jest wyplaszczenie i droga prowadzi po chodniku z desek. Idziemy dosc szybko choc szans na to by zdazyc na autobus nie ma. W krotkiej przerwie pijemy herbate z termosu i jemy batoniki. W dol schodza ludzie z malym dzieckiem w specjalnym plecaku. Mimo ze pada w butach mamy sucho. Peleryna tez sie sprawdza. Doszlismy do miejsca w ktorym nie wiemy gdzie dalej isc. Skaczemy z kamienia na kamien. Duzo jest blota. Wdepniecie zakonczylo sie zanurzeniem jednej nogi po kostke w blocie. Nie ma juz drzew. Idziemy po wielkich plaskich glazach. Wyprzedza nas biegnacy czlowiek ktory zdobywa Preikestolen w stylu jogging. Wreszcie widzimy w dole wode. To Lysefjord. Prawie 600m w dół. Przechodzimy skalną sciezka. Po obu stronach są łańcuchowe poręcze. Przed nami już Preikestolen po polsku to znaczy ambona. Jest to najwieksza atrakcja turystyczna regionu. Tyle ze we wszystkich folderach jest zdjecie w pelnym sloncu. Ciekawe ile razy w roku tak tu jest? Dzis unosza sie szare chmury. Robimy zdjecie z nogami zwieszonymi w dol przepasci. W dole widac stateczki plynace Lysefjordem. Musimy wracac. O autobusie mozemy zapomniec. Czeka nas 2 godziny schodzenia a przy czarnym scenariuszu kolejne 3 godziny szosą na camping. Niestety znowu boli kolano. Dobrze ze przynajmniej przestalo padac. Widzimy na horyzoncie wode, wysepki i Stavanger. Szlak oznaczony jest czerwonymi literami "t".  Nie zawsze wyraznie widac je na kamieniach. 20:45 jestesmy na dole i mamy duzo szczescia. Lapiemy autostop jedziemy mikrobusem  z malzenstwem niemieckim. Tylko pare kilometrow ale zawsze cos. Potem idziemy szosa. Machamy. Zabiera nas norweg volvo combi. Z tylu sa wedki wiec kierowca zwraca nam uwage bysmy sie nie nadziali. Z pdrzodu siedzi z nim typowo blond wlosa norweska dziewczynka. Norweg podwiozl nas na sam camping mimo ze to nie bylo na jego trasie. Obracamy namiot by dzis sie nie turlac. W namiocie jemy kisiel "slodka chwila" i kaszke. Zaczyna ostro padac. Mamy swiatlo i w namiocie nie jest zle. Czytamy jeszcze o Danii i zasypiamy.







1 komentarz:

  1. Cudowne opisy, które oddają Wasze zaangażowanie w tę wyprawę i rzeczywistą chęć zwiedzania mimo nieprzychylnych warunków pogodowych.
    Z niecierpliwością czekam na więcej i życzę Wam powodzenia wśród nowych wrażeń!

    OdpowiedzUsuń