SZYKUJEMY SIE NA WYPRAWE NAD BRZEGIEM DUNAJU

środa, 25 lipca 2012

Dzien piąty

Kiedy wyszlismy z namiotu okolo 8smej rano swiecilo juz mocno slonce. Wyglada na to ze bezdeszczowa, sloneczna aura w Danii sie utrzyma. Po sniadaniu rozmawiamy o dalszych planach. Zwijac namiot i pakowac sakwy czy tez zostac w tym super miejscu jedna noc dluzej? Jezeli zostaniemy bedziemy mieli opoznienie i moze nie starczyc dni by dojechac na czas do Kopenhagi i potem do Malme. Wybieramy sie dzis do Skagen a docelowo chcemy dotrzec na sam czubek Danii, najdalej wysuniety na północ. Nie ma w tamtym rejonie darmowych campingów, ale nie planujemy tam tez zostawac bo musimy juz zmierzac na poludnie. Ostatecznie decydujemy, ze bedzie to jednodniowa wycieczka i na noc wrocimy do naszego wiatraka. Jedziemy wiec komfortowo bez calego naszego majdanu na bagaznikach. Mamy trzy zapasowe detki, ale w malej sakwie na kierownicy troche brakuje nam miejsca wiec bierzemy tylko jedna. Wyruszamy. Pogoda rewelacyjna. Slonce i swiezy powiew podczas jazdy. Ujechalismy niewiele ponad 5 kilometrow i jednak lapiemy gume. Jakos sie nie martwimy. Wymiana przebiega sprawnie. Prawdopodobienstwo, ze na jednej nowej detce sie nie skonczy, oceniamy smialo jako zerowe. Regulujemy jeszcze przerzutke i ruszamy dalej. Serwis rowerowy w Warszawie, ktory tak wychwalalismy nie do konca sie spisal. Z hamulcami tez najlepiej nie jest od poczatku wyprawy. Bledem bylo oddanie roweru w ostatniej chwili, bez mozliwosci przetestowania go. Minelo. Radzimy sobie z biezacymi naprawami. Jest troche z gorki wiec pedzimy calkiem szybko. Jedziemy przez las a potem przez mocno pofaldowany wydmowy teren porosniety trawa. My mamy jednak plasko bo sciezka asfaltowa wije sie miedzy pagorkami. Przed Skagen jest takie zageszczenie rowerow, ze podczas wyprzedzania jest zupelnie jak podczas jazdy samochodem - trzeba zdazyc przed rowerzystami nadjezdzajacymi z przeciwka. Mijamy Skagen i dojezdzamy do Grenen. Dalej na polnoc jest juz tylko waski cypel plazy. Rowerami nie da sie tam dojechac wiec wraz z innymi turystami wsiadamy do specjalnego pojazdu, ktory nazywa sie Sandormen. To kilkudziesiecioosobowy wagon-przyczepa na grubych oponach, ktora ciagnie traktor. Przejazdzka trwa niecale 10 minut. Na czubku cypla jest tloczno. Kazdy chce sobie zrobic zdjecie z jedna noga w Baltyku i druga w Morzu Północnym. Odpoczywamy na piasku. Dlugo jednak nie zostajemy bo wciaz przewijaja sie tutaj tlumy. Wsiadamy do Sandormena i jedziemy przez piasek. Rowery stoja wsrod setek innych. Podziwiamy jeden z nich. Piekny zielonkawy, ktory stoi obok naszych. Nawet najmniejsze detale ma specjalne. Np. pomaranczowe pancerze linek ze zlotymi zakonczeniami.  Dojezdzamy do latarni morskiej i pokonujac 208 stopni kretych schodow wspinamy sie na gore. Latarnia ma wysokosc 43 metrow. Doskonale widac stad cypel Grenen i kursujace po nim Sandormeny. Na morzu majestatycznie suna wielkie statki szykujac sie do przeprawy przez ciesnine Kategat. Jeden z nich ma na pokladzie wielkie pomaranczowe pojemniki w ksztalcie półkul. Ciekawe co w nich przewozi? W supermarkecie w Skagen kupujemy szparagi i tarty ser. Czeka na nas rozstawiony namiot wiec bedzie wiecej czasu na ucztowanie po powrocie. Miedzy półkami sklepu przeciska sie bardzo gruby czlowiek. Ubrany jest w t shirt z napisem Polska. Nie rozmawiamy jednak z rodakiem. Siadamy na chodniku pod sklepem i jemy kanapki z krakersow na ktore kladziemy plasterki sera. Ruszamy w droge powrotna. Droge juz znamy. Czujemy sie juz zmeczeni i w tym momencie wymieniona rano detka flaczeje. Nie mamy juz zapasu a przed nami jeszcze ponad 20 km. Dopompowujemy co i probujemy jechac. Tym systemem dojezdzamy jakos do pierwszego napotkanego sklepu gdzie nie ma niestety detek. Ale jest zestaw naprawczy z latkami i klejem! Kupujemy. Do domu jest juz jednak niewiele ponad 10 km. Jedziemy wiec dalej systemem dopompowywania puszczajacej powoetrze detki. Dziure naprawimy w mlynie. Udalo sie. Jakos dotarlismy. Pojawili sie nowi sasiedzi. Para rowerzystow z belgii. Maja przyczepki rowerowe. W jednej z nich wioza dwie male coreczki. Okazuje sie, ze przejechali juz ponad 1200 km. Szykujemy dzis wystawna kolacje. Na pierwsze danie szparagi pod beszamelem a na drugie serowa quesadilla. Dobrze ze kupilismy gaz bo w trakcie gotowania trzeba bylo zmienic nabój. Wszystko sie udaje. Na zakonczenie dnia znowu obserwujemy chowajace sie slonce za wiatrakiem. Szkoda ze jutro juz stad odjezdzamy. Tymczasem pora spac.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz