SZYKUJEMY SIE NA WYPRAWE NAD BRZEGIEM DUNAJU

piątek, 27 lipca 2012

Dzien siódmy

Noc i poranek byly wyjatkowo chlodne. Na namiocie skroplilo sie sporo rosy. Teraz suszymy go na sloncu. Jemy sniadanie. Kiedy sie pakujemy przejezdza kilkunastoosobowa grupa ludzi na koniach. Liczymy sie z tym ze dzis kawalek podjedziemy pociagiem tak aby troche nadrobic kilometrow. Nie bedzie to na pewno ostatnia taka podwózka. W końcu kazdego dnia sporo czasu poswiecamy na napotykane atrakcje turystyczne i w globalnym rozrachunku czasu jest zwyczajnie za malo. Dzis na naszej trasie jest obiekt, na ktory czekamy w zasadzie od poczatku. To opuszczona latarnia morska, ktora zasypaly wydmy. Widzielismy przed wyjazdem jej niesamowite zdjecia. Ciekawe czy w "realu" nas nie rozczaruje. Najpierw dojezdzamy do Lonstrup. W tutejszej informacji turystycznej zgodnie z planem chcemy sie dowiedziec gdzie bedziemy mogli wsiasc w pociag. Okazuje sie ze tory sa w remoncie i pociagi nie kursuja. Uruchomiona jest zastepcza komunikacja autobusowa ale czy wezma do autobusu rower z sakwami? Nie wiadomo. Na szczescie pogoda super a za chwile dojedziemy do latarni Knude Fyr. Juz ja widac na horyzoncie. Dojezdzamy tak daleko jak sie da a potem zostawiamy rowery w porosnietych trawa wydmach. Pozniej wdrapujemy sie na wielka piaskowa gore. Latarnia jest fajna chociaz tak naprawde nie jest zasypana. Pochodzi z poczatku wieku a zamknieto ja w 1968  roku. Lezymy pod nia nad morzem. Woda jest kilkadziesiat metrow w dole. Pijemy herbate z termosu i jemy batoniki. Wracamy do rowerow i wyruszamy do miejscowosci Vra. Jedziemy tam przez rozne wsie i po atrakcyjnym krajobrazie Jutlandii Północnej jestesmy troche rozczarowani. Dojezdzamy do Vra. Rzeczywiscie tory rozkopane pociag nie jezdzi. Autobus ma przystanek przy stacji. Kupujemy bilety w automacie. Kierowca mowi bysmy rowery razem z sakwami wrzucili do luku. Z trudem to robimy. Jedziemy do Alborga. Po przyjechaniu szukamy drogi na wysepke Egeholm. Na niej podobno jest darmowe pole namiotowe. Na wysepke przeprawiamy sie mini promem ktory w ostatniej chwili otwiera dla nas szlaban. Zjezdzamy z promu ale pola namiotowego ani sladu. Jedziemy ze 2 kilometry i nic. Wracamy. W koncu pytamy mezczyzne ktory zaprowadza nas na miejsce. Nie jest zle, ale jest mlodzieżowa grupa, szykujaca sie wlasnie do imprezy przy ognisku. Halasuja do 3 ciej rano. A potem pada deszcz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz