SZYKUJEMY SIE NA WYPRAWE NAD BRZEGIEM DUNAJU

poniedziałek, 30 lipca 2012

Dzien dziesiąty


Nasz namiot oblazly slimaki. Na szczecie potrzasajac tropikiem da sie je latwo zrzucic. Jest slonce. Żaglowki kolysza sie w basenie portowym. Budynek z prysznicami jest w zasadzie przy samym zejsciu na pomosty. Tutejsze wc i umywalnia sa glownie przeznaczone dla zeglarzy. Prysznic znowu dziala na monety. Wlasnie otwarto sklepik z rybami a przy nim stragan z warzywami. Kupujemy pomidora. Sniadanie jemy na drewnianym stole przy porcie. Milo grzeje slonce. Tropik zostawilismy jeszcze rozstawiony bo w nocy padalo. Kiedy po sniadaniu wracamy go zwinac poznajemy rowerzystke z Hiszpanii ktora wlasnie wstala ze swojego namiotu tunelowego (to rodzaj namiotowej jednoosobowej "trumny"  w ktorej mozna tylko lezec). Hiszpanka samotnie jedzie az na Nordkap. To najdalej na polnoc wysuniety czubek Norwegii. Zamierza podrozowac przez 2 miesiace. Nas czas bardziej goni wiec wyruszamy. Pogoda dobra. Jest tu troche podjazdow pod gore. Nie spodziewalismy sie tego. Lapiemy gume. A tu zaczyna sie chmurzyc. Wymiana jest teraz trudniejsza bo rower jest obladowany sakwami. Trzeba wszystko zdjac. Ruszamy dalej. Zaczyna padac. Zmylilismy droge ale w miare szybko sie orientujemy. Przed nami dlugi podjazd. Zaczyna bardzo padac. Trzeba sie gdzies ukryc ale gdzie? Dookola same pola. Nawet pod drzewami pada bo ulewa jest solidna. Rozbijamy sam tropik od namiotu. Chowamy sie pod nim by sie troche ogrzac i przebrac. Po kilkunastu minutach wychodzi slonce. Niestety wymieniona dopiero co detka znowu jest kapciem. Cos jednak musi byc w oponie. Znajdujemy malutki kawalek szkla. Naklejamy latke i szykujemy sie do dalszej drogi. Po jakiejs godzinie znowu lapiemy gume tym razem w drugim rowerze. To przednie kolo wiec wymiana jest prostsza. Docieramy wreszcie do Rorvik skad wsiadamy na stary prom wyladowany po brzegi samochodami. Przyplywamy do Hundested. Po paru kilometrach znowu bedzie nas czekac przeprawa z Solager do Kulhuse. Gdy dojezdzamy do brzegu prom wlasnie odplywa. I to tylko z jednym samochodem. Czy jeszcze po nas wroci? W koncu juz wieczor. No nic siadamy  a lawce i przygladamy sie mewie. Wieje dosc silnie a prom jakos nie wraca. Drugi brzeg jest w zasiegu wzroku. Nie widza nas czy co ? Aha! Trzeba im dac znac specjalna metalowa chorogiewka. Obracamy ja o 90 stopni i to jest sygnal ze czekamy na prom. Przyplywaja tylko po nas. Sami plyniemy calkiem sporym statkiem. W kulkuse znowu wysiadamy w porcie jachtowym. Zostalibysmy na fajnym darmowym polu namiotowym, ale nadal nie udalo nam sie kupic gazu. Jedziemy wiec do campingu platnego. Beznadziejne okazuje sie to ze nie ma stolow w kuchni. Robimy zupki z proszku i smazymy quesadille nadziewana serem i okraszona Hello Kitty. Jemy na stojaco. Przenosimy sie do miejsca gdzie mamy rozstawic namiot. Na koniec jeszcze zaplatal nam sie pedal jednego roweru w szprychy kola drugiego. Walczymy z ustawieniem rowerow. Jakos sie udalo. Idziemy spac.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz