SZYKUJEMY SIE NA WYPRAWE NAD BRZEGIEM DUNAJU

niedziela, 4 sierpnia 2013

Praskie Deja Vu

Nasz powrót z Wiednia do Warszawy mógłby trwać niewiele ponad 6 godzin. Pociąg na tej trasie nie zabiera jednak rowerów, dlatego musimy najpierw pojechać pociągiem z Wiednia do Pragi i dopiero z Pragi do Warszawy. Nocleg w Pradze jest nieunikniony, bo wśród 3-ech ekspresów jadących do Warszawy tylko poranny zabiera rowery. Wszyscy, którym to wyjaśniamy łapią się za głowę dziwiąc się, że chcemy się tak męczyć. Z jednej strony pewnie wolelibyśmy mieć bezpośrednie połączenia. Dodatkowa podróż pociągiem niezależnie od tego, że wiąże się z pewnymi trudnościami, jest jednak dla nas źródłem dodatkowych wrażeń i przygód. Eurocity Smetana odjeżdża ze stacji Wiedeń Meidling o 14:32. Dosyć blisko stacji jest pałac Habsburgów - Schönbrun. Po spakowaniu wszystkiego jedziemy w kierunku pałacu. Porządki w sakwach, minipranie i czyszczenie namiotu przed odjazdem z campingu zajmuje nam trochę czasu. Do ogrodów pałacowych docieramy więc dopiero około 12:30. Czasu wystarcza jedynie na spacer po ogrodach i kilka zdjęć. Przy bramie wejściowej jest dobrze zaopatrzony sklep z kulkami czekoladowymi Mozart Kügeln. Realizujemy zaplanowane zakupy i ruszamy w kierunku dworca. W markecie robimy jeszcze zakupy prowiantu na drogę. Austriacki konduktor nie potrafi uruchomić mechanizmu otwierania drzwi bagażowych. Musimy niestety wtaszczyć rowery przez normalne drzwi. Podróż upływa bardzo dobrze. Mamy jedzenie, picie i w wagonie jest przyjemny chłód. Całą drogę czytamy książki (Ojciec PRL i Dzienniki rowerowe). Punktualnie o 19:21 wjeżdżamy na znaną nam już stację Praha Hlavni Nadrażi. Czeski konduktor nie tylko poradził sobie z drzwiami, ale jeszcze pomaga nam wynieść rower. Potem w pomarańczowym świetle zachodzącego słońca pedałujemy w stronę hotelu. Praga jakby zyskuje w tym oświetleniu. Kierowcy trochę na nas trąbią, ale nie przejmujemy się tylko zmierzamy w kierunku znanych nam już ulic. Rzymska, Brukselska, Venzigowa potem Sokolską w lewo i już jesteśmy pod hotelem, w którym nocowaliśmy w maju rok temu. Wiedzieli, że jesteśmy rowerzystami i przygotowali dla nas miejsce w schowku bagażowym na rowery. Hotelowy ni to odźwierny, ni to ochroniarz kategorycznie domaga się byśmy ani na chwilę nie zostawiali rowerów na ulicy. Straszy złodziejami. No dobra, schowamy rowery chociaż mamy jeszcze w planach pojechać na stare miasto. Jak wychodzimy, jest już ciemno. Do starego miasta jedziemy cały czas w dół. Mijamy Vaclawskie Namesti. Rzeka turystów zalewa uliczki. Bardzo ciepło, zupełnie jak w śródziemnomorskim mieście. Jemy bardzo dobre lody i docieramy na most Karola. Na horyzoncie błyska burza. Trochę błądzimy w staromiejskim labiryncie, ale w końcu ulicą Szczepańską i Lipową dojeżdżamy do ruchliwej Sokolskiej. Trudno spać bo okna mamy na hałaśliwą ulicę. Późno w nocy nadciąga burza z ulewnym deszczem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz